Właśnie w tych dniach przypada 25. rocznica pobytu Jana Pawła II w Senegalu. Są wielkie uroczystości, a pamięć o tamtym ważnym wydarzeniu jest ciągle żywa, nie tylko wśród chrześcijan, ale również wśród muzułmanów. Udajemy się na Mszę do Katedry. Wielka pompa, przewodniczy emerytowany kardynał Dakaru Adrian Sarr, jest pięciu biskupów i Nuncjusz Papieski – Amerykanin o polskich korzeniach – Michael Banach, który chwalił się, że wszystko po polsku rozumie. Piękne śpiewy. Nie muszę dodawać, że świątynia wypełniona jest po brzegi, a przed nią ustawiono jeszcze namiot z ekranem. Oczywiście żeńska rewia mody. Suknie z wizerunkami Papieża z różnych epok. Cała uroczystość kończy się sprawnie, w trzy godziny. Ale tu czas płynie inaczej…
Obchody trwają już od trzech dni. W piątek był koncert na stadionie, który zgromadził tysiące ludzi, głównie młodych. W sobotę – panel dyskusyjny w Centrum Kultury „Seck”. Na małą kawę odwiedzamy ambasadora Polski Michała Radlickiego. Rozmowa jest zajmująca i ciekawa. Ambasador znał osobiście Stefana Mellera, którego ja znam tylko z książek, ale z wielkim zainteresowaniem słucham opowieści człowieku, którego bardzo sobie cenię. Znam opis wizyty Mellera w Watykanie, a teraz mogę spojrzeć na nią innymi oczyma. Michał Radlicki pracował z Hanną Suchocką w ambasadzie w Watykanie.
Jestem bardzo wdzięczny za to spotkanie. W inny sposób podchodzę do pomysłu zaproszenia kogoś z Senegalu na studia do Polski. Sam jestem ciekaw, czy ten pomysł rozwinie się w realne przedsięwzięcie. Coraz częściej wracam myślą do wizyty w bardzo, bardzo biednej parafii ks. Leona. Rozproszeni chrześcijanie, żyjący w muzułmańskim świecie, mogą trwać przy Chrystusie będąc w łączności ze swoją wspólnotą. Jedynym łącznikiem jest dla nich kapłan, ale docieranie do odległych wiosek nie jest łatwe. Konno – zbyt daleko, samochodem – drogo (ten, który obecnie mają jest w fatalnym stanie), ale motor wydaje się dobrym rozwiązaniem. Zastanawiam się, czy jest to w zasięgu naszych możliwości. Po wstępnym rozpoznaniu okazuje się, że pięćset euro na motor w zasadzie starczy i drugie tyle na benzynę. Dla tych bardzo biednych ludzi to otwarcie drzwi do wiary. Te środki nie mogą poprawić ich bytu, są przyzwyczajeni do życia na takim poziomie, mogą zaś niezwykle zmienić ich sytuację duchową. Tu wiarę przekazuje się przez bezpośredni kontakt. Rozwinięta jest kultura słuchania i opowiadania. Można pozostawić im książki i różne materiały na temat chrześcijaństwa, ale to nie przyniesie większego efektu. Oni nie będą mogli z tego w pełni skorzystać. Zaś umożliwienie im wzajemnych odwiedzin i bezpośredniego kontaktu, otwiera dobrą perspektywę.
Tak na gorąco chciałbym zapytać Was, czytających te moje opowieści, czy macie może jakiś pomysł, jak my, bogaci chrześcijanie z Polski możemy konkretnie wesprzeć tych naszych braci z Afryki. Wszelkie pomysły chętnie przyjmę, ale jeśli gdzieś, ktoś chce coś samemu realizować, mogę chętnie pośredniczyć w nawiązaniu kontaktu lub przekazaniu środków. Możemy do tego wykorzystać naszą fundację Mathesianum, tak jak już zrobiliśmy to przekazując rowery. Czekam na pomysły.
Relacja z niedzieli (20.02.17)