Wiara, która nie jest stale wystawiana na możliwość niewiary, nie jest wiarą, ale zwykłą wygodą.2
Zabawne. Przynajmniej bawi mnie, że do takiego artykułu jak ten natchnął mnie serial o Niosącym Światło. Ale czy to właśnie w nie najdziwniejszych momentach naszego życia, dostajemy największe inspiracje? Czasami tak błahe, jak jedno zdanie, które stało się tytułem tych krótkich refleksji na temat wiary.
Nigdy nie zastanawiałam się jak to jest nie wątpić. Jak to jest ciągle być na tej samej drodze, nie zbaczać z niej, nie zainteresować się czymś, co jest poza nią? Jak można nie mieć wątpliwości, jak można nie stawiać sobie pytań? Jak można po prostu w tym trwać? Czy to właśnie wątpliwości nie sprawiają, że rozwija się nasza wiara? Kilka dni temu pewna rozmowa zmieniła delikatnie mój punkt widzenia na te tematy, a w połączeniu ze zdaniem, które padło w Lucyferze, dostałam nagłego olśnienia. Nie wiem jak to jest być człowiekiem, który cały czas podąża za Panem. Znam takich, moja przyjaciółka, choć czasem też zadaje pytanie, jest raczej bardzo stabilna w tej kwestii. W przeciwieństwie do mnie.
Moja historia z wiarą w Boga to przez długi okres po prostu wzloty i upadki. Dobrze, bądźmy szczerzy, głównie upadki. Odsuwałam się od Niego, nie potrafiłam odnaleźć siebie, czego tak naprawdę w życiu pragnę? Przyszedł czas, że uwierzyłam. Mocno, silnie, raczej szczerze. Miałam siłę, aby w Bogu pokładać swoje życie, w Chrystusie się zawierzać… Problem był tylko taki, że stałam w miejscu. W kolejce do spowiedzi nic się nie zmieniało, grzechy były wciąż takie same i tak samo “płytkie”. Nie potrafiłam dotrzec do wnętrza siebie. Byłam wierząca, ale bardzo powierzchownie. Do tego w wielu momentach następowały “zgrzyty” z osobami z kościoła. W końcu, nie wyglądam jak typowa dziewczyna ze wspólnoty (szczególnie na małej wsi).
Wiara z dnia na dzień się kruszyła. Przez ludzi, przez moje zapominanie. A potem, któregoś dnia, wyszło słońce. Stałam na przystanku, czekając na moje ukochane 23 z Kromera. Zdałam sobie sprawę, że to nie jest tak, że ja nie wierzę w Boga. Ja po prostu poddaje wątpliwości niektóre aspekty, zadaję pytania i szukam rozwiązań, a dzięki temu… rozwijam się. Takim typowym dla mnie przykładem będą rozważania na temat słuszności piętnowania postaci Judasza Iskarioty. Szukam i zastanawiam się, czy był on faktycznie zdrajcą czy jedynie wykonawcą boskiego planu? Bo jeśli to drugie, to dlaczego go potępiamy? Dlaczego uważamy go za kogoś najgorszego? Może był tylko pionkiem, tylko kimś, kto obarczył siebie tak wielkim brzemieniem jak zdrada swojego przyjaciela, dla większego dobra? Może on wiedział? Tysiące pytań. Na najróżniejsze tematy. Czy Lucyfer jest zły czy tylko to zło karze? Może on także po prostu jest na swoim miejscu i wykonuje swoją pracę? Pismo niewiele nam mówi na ten temat, możemy się tylko zastanawiać. Poddawać pod wątpliwość swoją wiarę, a dzięki temu wierzyć. Wątpię, aby wierzyć.
Nie mówię, że osoby, które nie wątpią, nie rozwijają swojej wiary, bo to nie prawda. Było tak w moim przypadku. Jestem osobą, która musi dociekać, która potrzebuje bodźca. Która jednego dnia będzie na wszystko kląć, a drugiego cieszyć się z najmniejszej stokrotki w ogródku. Zbaczanie ze ścieżki, prostej ścieżki, nie oznacza, że przestaniemy wierzyć. Zadamy sobie po prostu jakieś pytanie. Jak z matematyki czy polskiego.
Jeśli nie mielibyśmy pytań na temat naszej wiary, to przestałaby ona być wiarą, a jedynie czystym faktem. Wierzylibyśmy na 100%, a więc po prostu byśmy to wiedzieli, a nie wiemy. To czego rozum nie pojmuje, niech serce dopełni.3 Pytajmy, kto pyta nie błądzi, a znajduje odpowiedzi. Ja będę pytać, dużo i szukać odpowiedzi.
Zuzanna Bocian
1 Netflix, Lucifer, s02e01
2 Martin Heidegger, Wprowadzenie do metafizyki.
3 Pange Lingua, hymn na uroczystość Bożego Ciała