“Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów.” [1]
Rzadko kiedy spotyka się na co dzień z określeniem Eucharystia. Kojarzy nam się ono z ogromną celebracją, z jakimś konkretnym świętem. W niedzielę chodzi się na Mszę Świętą, przystępuje do Komunii Świętej, uczestniczy w Wieczerzy. Częściej to księża lub osoby wykształcone w kierunku teologicznym używają słowa eucharystia.
Sama z takim określeniem niedzielnego spotkania z Bogiem spotykałam się dość rzadko. W małej wiosce, w której się wychowałam, nikt nie zwracał uwagi na celebrację tego wydarzenia poprzez nadanie mu odpowiedniego tonu. Po prostu chodziliśmy “do kościoła” albo szliśmy “na mszę”. Dopiero ponad rok temu (a to wcale nie tak dawno!) zaczęłam częściej używać słowa eucharystia. Stało się to za sprawą konkretnych ludzi w moim życiu należących do wspólnoty neokatechumenalnej, w której określenie “idę na Mszę” kojarzyło się niemal z bluźnierstwem.
Ale czym dokładnie jest ta cała Eucharystia? Spotkaniem z Bogiem? Całą Mszą Świętą? Czy tylko momentem Komunii Świętej? A może dzieje się ona w trakcie Przemienienia? Dokładnie nie wiedziałam, więc otworzyłam słownik (a co! W końcu studiuję polonistykę) i sprawdziłam. Przytoczę tutaj cytat: liturgiczna celebracja Ostatniej Wieczerzy paschy Jezusa (por. Łk 22,15), którą chrześcijanie sprawują wypełniając polecenie Mistrza: To czyńcie na moją pamiątkę (Łk 22,19).[2]
No dobra, to wiele wyjaśnia. Skoro już wiemy, że jest to celebracja Ostatniej Wieczerzy, na której Jezus samą Eucharystię w ogóle ustanawia, podtrzymując tradycję żydowskiego święta paschalnego, to możemy się zastanowić, jakie to ma w ogóle dla nas znaczenie. Jakie znaczenie ma dla mnie niedzielna Eucharystia?
Szczerze to nie wiem czy zdarza mi się często faktycznie myśleć w niedzielę, że to jest pamiątka Ostatniej Wieczerzy, że dzieją się tutaj naprawdę wielkie cuda, właśnie w tym momencie przed moimi oczami. Bardziej jest to dla mnie moment wyciszenia, spotkania z Bogiem, które jest bardzo ważne. Zawsze lubiłam, kiedy zadawano mi pytanie: Skoro Bóg jest twoim przyjacielem to ile czasu w tygodniu Mu poświęcasz? Jako, że jestem beznadziejnym przypadkiem i nie nadaję się do regularnych przyjaźni, znajduję czas dla Pana właściwie głównie w niedzielę (staram się chodzić na rano do pracy, żeby wieczorem trafić do Maciejówki na 19). Eucharystia to dla mnie spotkanie z Bogiem na “kawę”, wypad “na miasto”, wycieczka “do kina”. Tylko zawsze w tym samym miejscu, o tej samej porze i bez wydawania dużej ilości pieniędzy. To moment, w którym jestem ja i jest Pan, jest Chrystus.
Zwykle w niedzielę (jeśli mam czas) przychodzę na próby scholi, żeby móc śpiewać na Mszy Świętej. Mój dobry przyjaciel jeszcze z gimnazjum zawsze mi powtarzał, że kto śpiewa modli się dwa razy (a kto fałszuje nawet sześciokrotnie). Miał w tym jakąś swoją rację. W muzyce łatwiej mi poczuć obecność Pana. Nigdy nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale w tym śpiewie, w tej radości z przebywania razem, w harmonii naszych głosów ja słyszę głos Boga, chóry anielskie.
Czym jest dla Ciebie niedzielna Eucharystia? Nie będę odpowiadać na to pytanie, każdy powinien zrobić to samodzielnie, w domu, po przemyśleniu. Sama rozmyślałam nad tym pytaniem przez ostatni tydzień i oczywiście miałam napisać coś zupełnie innego, ale nie potrafię. To są słowa, które chciałam przekazać.
Zuzanna Bocian
[1] cytat św. Teresy z Lisieux