Można zadawać pytania o Senegal, przekażemy Malinie, który odpowie na wybrane 🙂 Oddaję głos Malinie. Rano, gdy jeszcze jest ciemno (dzień w Dakarze rozjaśnia się po 7.30), święcimy rowery i wyruszamy w trasę. Po drodze korek. Młodzi chłopcy między samochodami sprzedający sztuczne róże w foliowych opakowaniach. Taką różę kupi Andrea swojej żonie, o czym dowiemy się jedząc u niego kolację w Thres. Ten muzułmański kraj zwariował na punkcie walentynek. Msza w parafii w Leha będzie w intencji zakochanych, co wypełni kościół po brzegi. Po drodze krótka wizyta w międzydiecezjalnym seminarium w Sebicotan. Na Mszę o 11.00 docieramy do Benedyktynów Ker Moussa (Dom Mojżesza). To jedyne benedyktyńskie opactwo w Senegalu. Gdy przyjechali do Afryki by założyć swój klasztor spotkali się z premierem rządu Senegalskiego. Tłumaczyli mu, że chcą zamieszkać w Senegalu, by uprawiać ziemię, by pracować. Na co ten muzułmanin powiedział mu: „Ojcze czcigodny, wy macie się przede wszystkim modlić”. Benedyktyni obsiedli kawał pustyni. Wykopali studnie, posadzili sady i tam, gdzie się pojawili pustynia zakwitła. Ogromne sady, ogrody, hodowla. Oaza tak dosłownie i w przenośni, bo też duchowa. Co kilka godzin ponad czterdziestu mnichów staje do modlitwy. Nasza europejska gregorianka została tu zmodyfikowana i okraszona brzmieniem kory – tutejszego instrumentu. To zasługa ojca Dominika Catta. W roku 2016 na swoje 90 urodziny dostał on nagrodę ministra kultury Senegalu: „Żywy skarb ludzkości” a także nagrodę papieską, a wszystko za zasługi dla inkulturacji. Po obiedzie, spożytym zgodnie z regułą przy lekturze, pijemy z zasłużonym ojcem kawę w przepięknym sadzie. Opowiada nam o tajlandzkim piecu słonecznym do suszenia owoców (pozwala on nie marnować owoców w czasie obfitych zbiorów), w której posiadanie weszli benedyktyni, dzięki pewnemu dyrektorowi z ministerstwa rolnictwa (muzułmaninowi). To aż niewiarygodne, ile wsparcia na co dzień katolicy otrzymują ze strony muzułmanów. Po odśpiewaniu Nony, ruszamy do sióstr Urszulanek w ślicznej wiosce Leha. Siostra Margita jest Słowaczką, siostra Marie Gabriel z Kamerunu, a siostra Veroniqe francuską, która mówi po angielski, co bardzo mnie cieszy. Ona to grała na gitarze na modlitwach organizowanych na podwórku domu Edmundo, na przedmieściach Dakaru. Pojawia się też Jean Baptiste – młody chłopak, bardzo zainteresowany Zgromadzeniem Ducha Świętego. Idziemy na spacer po wiosce, by odwiedzić jego babcię Virginie. Siedzimy w kuchni i rozmawiamy. Dziadkowie w niedzielę 11 lutego byli na diecezjalnym spotkaniu chorych w Popenguine. Z parafii pojechało ok. 200 osób. Chorzy ludzie jechali dwie godziny zatłoczonymi do granic możliwości busami po bezdrożach. To właśnie jest Kościół w Senegalu. W spotkaniu wzięło udział kilka tysięcy chorych. Na ostatniej pielgrzymce dla dzieci organizowanej przez Papieskie Dzieła Misyjne było trzydzieści tysięcy dzieci. Wszystko w kraju, gdzie chrześcijanie stanowią 1%. Wracając podziwiam bogaty w majestatyczne i mistyczne baobaby krajobraz, oświetlony zachodzącym słońcem. To zupełnie inna Afryka, pełna ciszy, spokoju, mistycznej przyrody. Po drodze bierzemy na stopa młodego mężczyznę, muzułmanina. Na szyi zwisa portret jego marabuta (to przywódca duchowy). Chłopak jest bajfalem (nie są zobowiązani do przestrzegania wszystkich zasad Islamu), ma na imię Issa, czyli Jezus. Czekał na stopa już pół godziny. Gdy nas zobaczył (przy lusterku mamy zawieszony różaniec z krzyżykiem) od razu wiedział, że go weźmiemy: „O to są moi uczniowie. Oni mnie zabiorą”. Gdy dowiaduje się, że jesteśmy z Polski, zaraz zaczyna mówić o Janie Pawle II. Jest do niego bardzo przywiązany i niezwykle go szanuje. Gdy był dwadzieścia pięć lat temu w Senegalu zgromadził na stadionie sześćdziesiąt tysięcy ludzi. Byli tam katolicy, ale było też sporo muzułmanów. Zna też innego Polaka: Zbigniewa Bońka. Wieczór spędzamy u Andre’, który pochodzi z tej samej dzielnicy co Edmundo i on pomagał u niego organizować modlitwy na podwórku, a nawet jakiś czas prowadził tamtejszą wspólnotę. Jemy normalnie z jednej miski, ale żona Celine je razem z nami. Tylko dzieci w pokoju obok. Celine co chwilę podrzuca pod moją łyżkę jakieś lepsze kawałki mięsa. To miło z jej strony. Dopiero później dowiedziałem się że jeśli kobieta je z mężczyznami taka jest jej rola. Ot, co.
Relacja z wtorku (14.02.17)